DZIWNE PRZYPADKI ZAWIEDZIONEGO W MIŁOŚCI,
JEGO DEMONA I JEGO RYWALA.

Siedziałem nad piwem. Pod parasolem. Noc była gorąca i parna, nic tylko bawić się, szaleć, obejmować cały świat. Ja obejmowałem piwo. Dobrze przynajmniej że było zimne. W przypadku piwa to zaleta. Patrzyłem w plastykowy kubek ze złocistą zawartością.
- Cześć!
Podniosłem wzrok znad zawartości. Przede mną siedział elegancki blondyn ubrany w czerń.
- Cześć - odpowiedziałem. Ja go skądś znam? Może to jakiś pedał albo wariat?
- Jestem twoim demonem.
- ?!?!
- Demonem, czytałeś ostatnio Rolo Maya?
- Czytałem.
- Więc nim właśnie jestem, twoim demonem.
Nic nie powiedziałem bo i co miałem powiedzieć.
Demon też pił piwo.
- Może czegoś ode mnie chcesz, jestem prawie wszechmocny - powiedział.
Dalej nic nie mówiłem. Oceniałem sytuację. Dziwnym trafem nie miałem wrażenia że zwariowałem. To się działo naprawdę Czułem to.
- Jak oni teraz się świetnie bawią, chcesz poznać szczegóły?
- Kto?!
- ONI, przecież ja wiem co teraz czujesz, o czym myślisz. Jestem tobą.
Wypiłem bardzo duży łyk piwa. Rzeczywiście czułem się nieszczególne. Nieszczególnie? Chujowo! Czułem się odrzucony, przegrany, bezsilny. I wściekły, bardzo wściekły.
- Mogę ci pomóc.
- Jak?
- Nie wiem. Tak jak chcesz. Ty musisz chcieć i wiedzieć czego chcesz.
Chciałem się zemścić. Chciałem żeby TEN, który zabrał mi JĄ poczuł się tak ja teraz, bezsilny, więcej, niech nie będzie pewny niczego, niech świat usunie MU się spod nóg.
- Ale z ciebie smutny facet i pomyśleć że ja to ty. Stanie się tak jak chcesz, wypij piwo i do dzieła. Jak już mówiłem, jestem prawie wszechmocny.

Byliśmy w dyskotece. Grała muzyka, światła pulsowały, wiły się po tańczących. I gdzieś tam w tłumie ONI tańczyli, ładnie razem wyglądali, już wcześniej to widziałem. Ciekawe co się wydarzy
- Już się wydarzyło - demon stał obok mnie - to naturalne.
Chciałem go ukatrupić ale to przecież ja.
- Zamiast się rozczulać róbmy to co mamy robić.
- Czy oni nas widzą?
- Nie, a jeżeli będą nas widzieć nie poznają. Pamiętaj to ty decydujesz, ty jesteś twórcą.
Zbliżyliśmy się do NICH. Momentami ONA lubieżnie ocierała się o NIEGO. Wszedłem między NICH, poruszałem się obok, obserwowałem. ON podszedł do baru, usiadł i zamówił piwo. ONA tańczyła dalej, wyginała się w rytm muzyki, cieszyła chwilą.
- Podoba ci się? - zagadnął mnie demon - bo mnie bardzo, ale chyba nie jesteś zazdrosny, ja to ty.

ON wstał z krzesła i wolno szedł w kierunku parkietu, w JEJ kierunku. Postanowiłem. stało się.
ON podszedł do NIEJ i zaczął tańczyć obok. Objął JĄ, popatrzyła na NIEGO zdziwionymi, obcymi oczami.
- Co robisz!?
- Nic, tańczymy.
- Ja z tobą nie tańczę.
- Nie żartuj. Przestań, o co ci chodzi.
- Nie znam cię, spieprzaj.
- Ależ...
- Mówię, spieprzaj.
- Chodźmy, porozmawiać.
ON pociągnął JĄ za ramię. Do szamocących się podeszło dwóch dużych "misiów" z ochrony. - Co się dzieje?
- Ten facet się do mnie dopieprza. Nie znam go.
- Przecież przyszliśmy tu razem.
- Pierwszy raz cię widzę.
- Jesteś pewna że go pierwszy raz widzisz?
- Tak, na pewno!
- Lepiej idź stąd, jeżeli nie, to ci pomożemy, spierdalaj.

ON wyszedł niespiesznie z lokalu. Coś było nie tak, coś się komuś musiało pomylić. ONA pewnie robi sobie głupie żarty. Wrócę - pomyślał - i wszystko będzie ok. Niezły żart, dałem się nabrać. Kiedy wracał, zauważył że na bramce nikogo nie ma. Dalej też pusto. Gdzie się wszyscy podziali? Wszedł na salę. Było ciemno, tylko przy barze było trochę jaśniej. Na środku sali, w ciemności majaczyło coś wielkiego.
Ruszyłem w JEGO kierunku, ciężkim krokiem i nic w tym dziwnego, byłem wszak Posągiem Komandora.
- Witam cię - powiedziałem - dlaczego wróciłeś?
- Kto sobie ze mnie jaja robi? Niezła inscenizacja, ale na dziś wystarczy. Bawmy się dalej.
- "Podaj mi rękę."
- No dobra.
- "Zatwardziałość w grzechach sprowadza śmierć straszliwą, a kto odrzuca łaskę niebios, otwiera drogę gromom ich sprawiedliwości."
- Trochę przesadziłeś - obok mnie odezwał się demon.
- To nie ja, to Molier.
- W takim razie Molier przesadził.
- Marudzisz.
Tak żeśmy sobie gawędzili, a w tym czasie JEGO, zgodnie ze scenariuszem palił ogień niewidzialny. Potem padł piorun wśród błyskawic ze strasznym hałasem i uderzył w NIEGO.
Ziemia nie otworzyła się i nie pochłonęła, płomienie nie buchnęły, bowiem wcześniej zemdlał i po co mieliśmy się wysilać.
- Ten piorun, z błyskawicami mogłeś sobie darować - znowu odezwał się demon - tanie efekciarstwo.
- Znowu ci się Molier nie podoba, o teatrze podyskutujemy kiedy indziej.
ON leżał dalej. Czas na następny akt naszego spektaklu.

Powoli budził się. Podniósł głowę znad stolika, znowu był w dyskotece, muzyka grała, światła świeciły, ludzie tańczyli. Ktoś mi jakiegoś świństwa musiał dodać do piwa. Łeb mu pękał. Po paru minutach wstał i poszedł na parkiet. Poszukać JEJ. I wtedy zauważył. Wszystkie tańczące dziewczyny były podobne do jego córki. Wyglądały tak samo, tak samo były ubrane. Tato... Tato..., tato..., tatooo... Wszystkie wołały GO głosem pełnym namiętności. Wszedł w nie. Zaczęły GO obejmować, pieścić, przytulać a jego to podniecało. Co wy robicie?! Zostawcie mnie. Dosyć! Chciał uciekać, nie mógł. Rozbierały GO, ich zręczne paluszki sprawnie radziły sobie z JEGO odzieżą. Poczuł rękę na swoim członku, inne ręce pieściły jego tyłek. Było mu dobrze. To są moje córki!!! Jakoś zdołał się wyrwać, nagi wybiegł na ulicę.

Chwilę błąkał się po pustej ulicy, nie wiedział co ma robić.
- Dobry wieczór, nie za gorąco panu - podeszło do niego dwóch policjantów - Co się stało?
- Nie wiem, nie rozumiem i tak nie uwierzycie.
- Nie trzeba było tyle pić, kurwa, trzeba znać swoją miarę. Z nami do samochodu, pojedziesz tam gdzie ci pomogą
Bardzo mnie cieszyła policyjna czapeczka na mojej głowie. Ekstra. Wsadziliśmy GO do samochodu. Kątem oka zobaczyłem że demon pociąga z metalowej piersiówki.
- Jesteśmy na służbie - powiedziałem.
- Więc dbam o realia.
Zawieźliśmy naszego ulubieńca do miejsca, którego widok na pewno GO ucieszy.
Po przybyciu do izby został potraktowany standartowo. Troszeczkę się buntował lecz nie zrobiło to specjalnego wrażenia na pracującym tam personelu. Pasy trzymały mocno, na razie. Leżał w ciemnej izolatce i rozmyślał o wydarzeniach dzisiejszego wieczoru. Im dłużej myślał tym mniej rozumiał. To co się wydarzyło trudno było racjonalnie wytłumaczyć. Chciał wrócić i rozwiązać zagadkę.
I w tym postanowiłem mu pomóc. Pasy jednak dały się nieco poluzować, wystarczająco by wyswobodzić ręce, z nogami poszło MU już gładko a jak się okazało ktoś zapomniał zamknąć drzwi na klucz. ON cicho je otworzył , na korytarzu nikogo nie było. Obsługa chyba spała.
Znalazł magazyn z rzeczami pensjonariuszy. Wziął czyjeś ubranie, i pieniądze. Boso, na palcach poszedł do drzwi wejściowych. Też nie były zamknięte. Szybko wyszedł. Buty założył dopiero po paruset metrach. Nikt GO nie gonił.
Szliśmy obok NIEGO zastanawiając się co zrobi.
Wszedł do podłej knajpki by zebrać myśli. Kupił piwo, siadł przy stoliku.
Jakaś stara kobieta zaczęła ścierać jego stolik. Popatrzył na nią, kogoś mu przypominała.
- Czemu się na mnie patrzysz?
- Kogoś mi pani przypomina. Może zna pani... - i tu wymienił imię JEJ.
- Mnie tak na imię, a ty mi też kogoś przypominasz.
- Kogo?
- Takiego gościa, fajny był. Sześćdziesiąt lat minie jak go znałam.
- Co się z nim stało?
- Poszłam z nim na imprezę, i gdzieś znikł, łajdak jeden. Nigdym go potem nie widziała.

ON wyszedł z lokalu. Szedł do dyskoteki. Po pół godziny marszu zobaczył znajomy budynek. Kiedy do niego wszedł, zabawa zmierzała do końca, ale wszystko wyglądało normalnie. Rozglądał się po sali, szukał JEJ. Stała pod kolumną, w gronie znajomych. Szedł do niej. Chciał jak najszybciej z NIĄ porozmawiać. Miał nadzieję że pomoże MU rozwikłać zagadki dzisiejszej nocy. Szedł szybko.
- Wreszcie wróciłeś, dziadzie, po sześćdziesięciu latach, nie spieszyło ci się.
Przed sobą zobaczył starą kobietę z przed pół godziny. Stała tam gdzie przed chwilą ONA.
- Gdzieś się podziewał, kurwa! Wtedy jakżeś zniknął cały miesiąc Cię szukałach, a ty żeś wsiąkł jak rzadkie gówno w srajtaśmę. Aleś teraz mój! - i wyciągnęła do niego zniszczone od roboty ręce.
Cofnął się.
- Tato, tato... kochaj ją, kochaj się z nią. Ona tyle na ciebie czekała! Nie możesz teraz jej zostawić! - zewsząd otaczały GO i popychały w kierunku starej, JEGO córki.
- Tak,. tyle na ciebie czekałam a ty mnie teraz odrzucasz. Nie chcesz mnie starej! Ale nie uciekniesz, jesteś mój!
Podłoga pod JEGO stopami zaczęła się roztapiać, kleić; zapadał się, nie mógł się ruszyć.
- A może wolisz małolatę? - kobieta przed NIM zmieniała się, powoli na jego oczach stała się NIĄ jaką pamiętał.
- Teraz dobrze? Teraz mnie chcesz? A może wolisz żebym była większa? ONA wyciągnęła z kieszeni buteleczkę z napisem "Wypij mnie", wypiła zawartość i zaczęła rosnąc, rozszerzała się we wszystkich kierunkach, aż w końcu stanęła nad NIM wielka jak posąg.
- Podaj mi rękę i bądź ze mną na zawsze, króliczku! - powiedziała.
Nie chciał . Wzięła jego rękę, ścisnęła. Z przerażeniem patrzył jak jego ciało zaczyna się starzeć. Pojawiły się zmarszczki, plamy wątrobowe, ręce wykręcił reumatyzm. Poczuł się strasznie słabo. Cały dygotał.. Upadłby, gdyby, nie trzymała JEGO dłoni.
Nagle wszystko zniknęło. Leżał stary i bezsilny na ulicy, zaczął się czołgać.

Prawdziwi policjanci, kiedy zobaczyli dobrze ubranego mężczyznę pełzającego bez siły po ulicy, początkowo myśleli, że mają do czynienia z pijanym, kiedy jednak zawieziono GO do izby wytrzeżwień doświadczony lekarz, który akurat był na dyżurze stwierdził atak szaleństwa, i nakazał przewiezienie do szpitala psychiatrycznego.

Znowu siedzieliśmy pod parasolem, w naszych kubkach było jeszcze piwo. Dłuższą chwilę milczeliśmy.
- Jak to zrobiłeś - spytałem demona.
- Rzeczywistość jest złudzeniem a wiara w nią nieuchronnie prowadzi do szaleństwa - odparł.
Spojrzałem w złocistą zawartość. Kiedy podniosłem głowę, nikogo przede mną nie było.
Zamówiłem jeszcze jedno piwo.

Katowice, sierpień 2002 Jacek Lidwin

W tekście wykorzystałem fragmenty dramatu Moliera " Don Juan, czyli Kamienny gość"
w tłumaczeniu Tadeusz Żeleńskiego ( Boya).
Zainteresowanych tematem demona odsyłam do książki Rolo Maya "Miłość i wola", jak i do opowiadań o Azazelu Izaaca Asimowa..

wstecz/ strona główna